Elizabeth Lowell - St. Kilda 02 - Szantaż, Book

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ELIZABETH
LOWELL
Szantaż
Przekład
Anna Krawczyk-Łaskarzewska
3)
ANBER
Prolog
Na północ od Ensenady, Meksyk
Sierpień, sobota, ranek
Większość piętnastolatków szalałaby, gdyby miała okazję spędzić lato
w Ensenadzie. Plaża, laski, piwo. Czego chcieć więcej?
Nie żeby szkoła Ali Saints w Ensenadzie była szczególnie postępowa czy
liberalna. Mimo dokuczliwego upału po należącej do szkoły ustronnej plaży
nie przechadzały się żadne dziewczęta w skąpych bikini. Ale domek Lane'a
był pierwsza klasa, boisko do gry w piłkę fantastyczne, a za oknem szumiały
lale, które rozbijały się o brzeg na zachodnim krańcu kampusu.
Porozrzucane po kampusie czteroosobowe domki, apartamenty dla wykła­
dowców, bursy dla mniej zamożnych uczniów i mały ośrodek rekreacyjny po­
łączony z biblioteką sprawiały, że Ali Saints wyglądał jak luksusowy kurort.
Ale nim nie był.
Był kościelną szkołą, gdzie rozpieszczone dzieciaki uczyły się wykonywać
polecenia, siedzieć prosto, zdobywać wiedzę i okazywać szacunek.
Nuda!
Dobrze mi tak. Popełniłem przestępstwo.
Nawet jeśli tak mu się nie wydawało w chwili, gdy je popełniał.
Wystarczyło kilka uderzeń w klawiaturę nowiutkiego komputera i wszystkie
złe oceny zamieniły się na czwórki w centralnym systemie komputerowym
szkoły. Szkoda tylko, że dał się przyłapać, i że ojciec nagle postanowił po­
święcić dziecku trochę czasu i dopilnować, żeby syn podjął naukę w między­
narodowej szkole z internatem, gdzie panuje większa dyscyplina.
Przynajmniej nie złapali go, kiedy włamywał się do komputera wojskowego
albo tego banku, i pięciu czy sześciu innych ważnych systemów. Kiedy już
7
L
ane Franklin powtarzał sobie, żeby nie wpadać w panikę.
złamał zabezpieczenia, nie robił niczego, tylko rozkoszował się poczuciem
bezkarności.
Potem przyszedł mu do głowy genialny pomysł, żeby zmienić swoje oceny.
Nie chciał denerwować matki kiepskim świadectwem.
Wszystko w porządku.
Wytrzymałem sześć miesięcy. Wytrzymam jeszcze dwa.
I co z tego, że koledzy z pokoju wyprowadzili się prawie miesiąc temu?
Podobała mu się cisza i nie musiał chować komputera.
1 co z tego, że niedawno szkoła przyjęła kilku zbirów do drużyny piłki noż­
nej? I co z tego, że wyglądali na dwudziestosześciolatków, a nie szesnastolat­
ków? I co z tego, że ciągle polowali na niego na boisku? Był od nich szybszy
i o wiele sprytniejszy.
Lane spojrzał na zegarek - trening piłki nożnej za kilka godzin. Do tego
czasu odrobi lekcje. Potem pogra na komputerze, który matka przemyciła do
szkoły mimo zakazu dyrektora.
Wciąż nie wiedział, dlaczego miał szlaban na komputer. Nie zrobił nic złe­
go, ale nagle zabroniono mu korzystać z telefonu i komputera w bibliotece.
Mógł tylko pisać listy.
Tyle że zwykła poczta jest do bani.
Przynajmniej nie musiał się martwić, że ktoś odkryje zakazany komputer.
Każdy uczeń sam sprzątał w swoim pokoju i prał ubrania, a niektórzy nawet
zmywali naczynia dla całej szkoły.
Świetnie byłoby mieć dostęp do Internetu, ale bez włamania do szkolnego
sekretariatu...
Nic z tych rzeczy.
Nie mogę dawać tacie kolejnego pretekstu, żeby mnie tu trzymał. Przez
ostatnie cztery miesiące nie miałem żadnej uwagi.
Kiedy koledzy z pokoju się wynieśli, nie miał z kim porozmawiać, ale to
mu nie przeszkadzało. Na początku pobytu w Ali Saints znał kilka słów po
hiszpańsku, a i tak dostawał uwagi za gadanie na lekcjach. Niektóre dzieciaki
mówiły po angielsku, niektóre po chińsku, japońsku albo francusku, ale więk­
szość posługiwała się hiszpańszczyzną w różnych regionalnych odmianach,
które powoli zaczynał rozróżniać. Zawsze miał talent do języków obcych, ale
go nudziły.
Teraz miał dobry powód, żeby się nauczyć języka obcego, ale nie przyzna­
wał się przed nikim, jak biegle go opanował. A to, co zwykle zdołał podsłu­
chać, nie poprawiało mu samopoczucia.
Ostatnie trzy tygodnie były fatalne. Jego telefon nie działał. Lane prosił
o naprawienie aparatu, ale bez skutku. Kiedy zapytał nauczycielkę, czy móg-
8
łby zadzwonić z jej telefonu do domu, wzdrygnęła się, jakby zaproponował
seks na biurku.
Tego samego dnia dwóch zbirów gapiło się na niego na boisku takim wzro­
kiem, jakby był pierwszy na ich liście do odstrzału.
Coś się stało trzy tygodnie temu.
Lane nie wiedział co i nie miał pojęcia, jakie mogą być tego przyczyny.
Wiedział tylko, że z ucznia przeistoczył się w kogoś innego.
Czuł się więźniem.
I co z tego? Daję sobie radę z tymi dwoma
pendejos
od dwudziestu jeden
dni. Dobrze mi idzie na zajęciach. Mój pokój jest zawsze czysty i porządny.
Nauczyciele mnie lubią.
A przynajmniej lubili jeszcze trzy tygodnie temu.
Kiedy mama mnie odwiedzi, zapytam od niechcenia, czy tata zmienił zdanie
i czy mogę przyjechać do domu na tydzień. Albo na kilka dni.
Chociaż na jeden dzień.
Nawet na godzinę.
Bo kiedy tylko przekroczę granicę, za nic w świecie tu nie wrócę. Już wolę
wylądować na ulicy...
Lane słuchał szumu fal i wmawiał sobie, że nie szepczą: „więzień, więzień,
więzień".
Ale nawet to syczące skandowanie było lepsze niż wspomnienie głosów
dwóch drabów, którzy go przewracali, szturchali i kopali: „Mamy cię,
pato.
Już nie żyjesz. Dostaniemy się do twojego pokoju, obetniemy ci jaja i zmusi­
my, żebyś je zżarł".
Lane próbował nie słyszeć szumu fal i głosów, które go prześladowały.
Nie jestem więźniem.
Nie boję się.
Rozdział 1
Południowa Kalifornia, La )olla
Sobota, ranek
dokumentów.
Może to Ted.
Wreszcie.
Od wielu lat z mężem - od niedawna eksmężem - nie łączyło jej nic oprócz
faktu, że był ojcem ich dziecka. I nawet jeśli czuła smutek z powodu nieudane­
go małżeństwa, zdawała sobie sprawę, że musi z tym żyć. Bardzo się starała,
żeby rozwód i wszelkie związane z nim formalności przeprowadzić w sposób
cywilizowany i dojrzały.
Ze względu na Lane'a.
Ale miała już serdecznie dość, że dzwoniono do niej o każdej porze dnia
i nocy i proszono Theodore'a Franklina. To, że nadal podawał adres domku na
plaży, w którym kiedyś razem mieszkali, wcale nie oznaczało, że rzeczywiście
z nią tam mieszkał.
- Halo - rzuciła do słuchawki.
- A, senora - odezwał się jakiś mężczyzna. - Mówi Carlos Calderon.
Chciałbym rozmawiać z pani mężem.
Grace nawet nie wspomniała, że Franklin już nie jest jej mężem. Skoro Cal­
deron nie utrzymywał zażyłych stosunków z Tedem, nie miała powodu, żeby
rozgłaszać wieści o rozwodzie.
- Teda tutaj nie ma - odparła ostro. 1 to od trzech tygodni, o czym powinie­
neś wiedzieć, do jasnej cholery, ponieważ albo ty, albo któryś z twoich współpra­
cowników wydzwaniacie tu codziennie. - Próbował pan dzwonić do jego biura
w Wilshire albo na komórkę, albo do biura w Malibu? -Albo do jego kochanki?
11
T
elefon zadzwonił cztery razy, zanim sędzia Grace Silva oderwała się od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dietanamase.keep.pl