Elizabeth Stowe - Chata Wuja Toma(1), V2 DLA CIEBIE
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Aby rozpoczšć lekturę,kliknij na taki przycisk,który da ci pełny dostęp do spisu treci ksišżki.Jeli chcesz połšczyć się z Portem WydawniczymLITERATURA.NET.PLkliknij na logo poniżej.HARRIET ELIZABETH STOWECHATA WUJA TOMACopyright by Tower PressWydawnictwo Tower PressGdańsk 2001CZĘĆ PIERWSZAROZDZIAŁ IW którym czytelnik zawiera znajomoć z prawdziwie humanitarnymczłowiekiemO zmierzchu którego dnia zimowego, w miecie P. w stanie Kentucky dwaj dżentelmenisiedzieli przy butelce wina w dostatnio urzšdzonej jadalni, omawiali ważnš zapewne sprawę.Nawiasem mówišc, powyższe okrelenie stosuje się jedynie do jednego z tych panów, drugibowiem był raczej przeciwieństwem dżentelmena. Niski i krępy, o grubej twarzy,nacechowanej bezczelnociš i napuszonš brutalnociš, sprawiał wrażenie osobnika spodciemnej gwiazdy, gbura, przepychajšcego się łokciami przez życie. Ubiór jego byłdostosowany do twarzy: kamizelka grała wszystkimi barwami tęczy, błękitny krawat, lunozwišzany, był upstrzony ciemnymi punkcikami, na grubych palcach skrzyły się licznepiercienie, a ze złotego łańcucha zwisały mnogie grona breloków, które potršcał nieustannie,z upodobaniem przysłuchujšc się dwiękom. Mowa jego była brutalna, naszpikowanausterkami i gminnymi, czasem ordynarnymi wyrażeniami.Natomiast drugi pan, mr. Shelby był dżentelmenem w każdym calu. Dom ten należał doniego i wiadczył o dobrym smaku i luksusowych przyzwyczajeniach gospodarza.Zapewniam pana, że Tom jest wyjštkowym człowiekiem mówił gospodarz iwszędzie dano by mi za niego tę cenę. Jest niezwykle zdolny i uczciwy. Prowadzi mojegospodarstwo wzorowo i regularnie jak mechanizm zegarowy.Uczciwy? O ile Murzyn może być uczciwy? odparł szyderczo mr. Halley i dolał sobiewina do szklanki.O nie, powiadam panu, że niebywale uczciwy i religijny. Jego pobożnoć wzmogła sięszczególnie pod wpływem misji wędrownej, która odwiedziła nasz kraj cztery lata temu.Ufam mu bezgranicznie i nieraz powierzałem mu odpowiedzialne i pieniężne zlecenia. Nigdynie zawiódł zaufania.Niektórzy ludzie nie chcš wierzyć, aby Murzyn mógł być naprawdę szczerymchrzecijaninem odezwał się Halley a ja w to wierzę. Niedawno nawet nabyłem takšgratkę za psie pienišdze, bo wytargowałem jš u jegomocia, który miał nóż na gardle i płótnow kieszeni. No i zarobiłem na czysto szećset dolarów. Dobry był numer a jużci. Na ogółreligia jest dobrš rzeczš u Murzyna. Sęk w tym, że rzadko się spotyka prawdziwš religię!Przeważnie grajš komedię.A ja panu powiadam, że Tom nie udaje. Niedawno wysłałem go do Cincinnati po pięćsetdolarów. Po drodze kuszono go: Uciekaj Tomie do Kanady! Nie odpowiedział Niemogę tego zrobić, gospodarz ma do mnie zaufanie. Przykro mi się z nim rozstać... Ale dorzeczy. Dam panu Toma i basta. Jeli ma pan odrobinę sumienia, to zadowoli się pan Tomem.Ja, mr. Shelby, sumienia mam akurat tyle, ile powinien mieć kupiec! A w ogóle zdobrym człowiekiem jestem skłonny do ustępstw, ale cóż robić, czasy nastały takie ciężkie!...Słowo daję okropne czasy!Westchnšł ciężko i znowu napełnił szklankę.No, niechże pan powie ostatnie słowo, Halley! odezwał się Shelby po krótkimmilczeniu.Czy nie ma pan no, bodaj jakiego chłopca lub dziewczynki na dobitkę?To znaczy... widzi pan, nie mógłbym się nikogo teraz pozbyć. Prawdę mówišc,zdecydowałem się sprzedać którego z niewolników tylko dlatego, że mnie warunkimaterialne zmuszajš. Nie lubię rozstawać się z niewolnikami. Tak jest, mój panie.W tej chwili drzwi otworzyły się cicho, i na progu stanšł ciemny chłopczyk cztero- lubpięcioletni. Był wyjštkowo ładny. Czarne, połyskujšce jak jedwab, miękkie włosy,rozkosznymi kędziorkami okalały przepiękny owal dziecięcej, smagłej twarzy. Spod gęstych idługich rzęs spoglšdały błyszczšce, czarne jak agat, łagodne i wesołe oczy. Nosił ubranko zżółtego i pšsowego aksamitu; w kolorze tym było mu bardzo do twarzy. W ruchach jego byłajaka komiczna, dziecięca pewnoć siebie, właciwa wszystkim pieszczochom.A! Harry! Proszę bardzo! zawołał mr. Shelby Chwytaj!Podrzucił do góry szypułkę winogron. Chłopczyk podskoczył i zręcznie złapał owoc.Gospodarz rozemiał się. Przywołał chłopca i pogłaskał go po głowie.A teraz, pokażesz temu panu, że umiesz tańczyć i piewać.Chłopczyk zapiewał dzikš i dziwnš pień murzyńskš, uzupełniajšc melodię komicznymiruchami nóg, ršk i całego ciała, znakomicie dostosowanymi do jej rytmu.Chwacki chłopak! zawołał mr. Halley, rzucajšc mu kawałek pomarańczy.A teraz Harry pokaże, jak chodzi dziad Cujoy, kiedy dokucza mu reumatyzm rzekł mr.Shelby.W tej chwili figura chłopczyka zmieniła się nie do poznania: z garbem na plecach,opierajšc się na lasce, Harry pokutykał po pokoju, zataczajšc się i potykajšc o różneprzedmioty.Obaj mężczyni parsknęli niepohamowanym miechem.Hurra! Brawo! Co za szelma! krzyknšł mr. Halley. No interes ubity!Podniósł się i położył dłoń na ramieniu mr. Shelby.Biorę tego chłopca i sprawa załatwiona!W tej chwili drzwi otworzyły się cicho i do pokoju zajrzała młoda, możedwudziestopięcioletnia niewolnica. Z pierwszego wejrzenia można było przyjšć jš za matkęmałego Harryego. Miała takie same połyskujšce włosy, takie same oczy i rzęsy. Zarumieniłasię gwałtownie, czujšc na sobie cyniczne spojrzenie mr. Halleya. Była bardzo zgrabna. Jejsubtelne ręce i piękne nogi nadawały jej szczególnš wytwornoć.Przepraszam rzekła z zakłopotaniem Przyszłam po Harryego.Jeli chcesz, zabierz go ze sobš odpowiedział mr. Shelby.Skorzystała z pozwolenia skwapliwie. Wzięła chłopca na ręce i szybko wyszła z pokoju.Towar, paluszki lizać! zawołał Halley Przysięgam na Jowisza, to istny skarb! Z takšdziewczynš może pan wzbogacić się w Nowym Orleanie! Widziałem, jak płacono tysišce zagorsze okazy.Nie zamierzam bogacić się w ten sposób odpowiedział sucho mr. Shelby. I aby zmienićtemat, odkorkował nowš butelkę, nalał mr. Halleyowi i zapytał go, jak mu smakuje wino.Pierwsza klasa! zawołał mr. Halley, klepišc swego rozmówcę po ramieniu, i dodałobcesowo: No, niech pan powie, ile pan żšda za tę dziewczynę?Nie jest do sprzedania, mr. Halley. Moja żona nie może się bez niej obejć. Niesprzedałbym jej na wagę złota.Kobiety nie umiejš rachować. Niech no pan pokaże im, ile można kupić brylantów, piór izłotych zegarków za złoto wagi najdroższego im człowieka, a zobaczy pan, inaczejzapiewajš!... Jestem gotów założyć się! Naprawdę!Nie, Halley! Nie warto o tym mówić. Skoro powiedziałem, że nie, to rzecz skończona!W takim razie niech mi pan da chłopca. Zdaje się, że na to zasłużyłem?Ale na co panu chłopiec? Co pan z nim pocznie?Mam przyjaciela, który się tym zajmuje. Jego specjalnoć to ładni chłopcy. Wie pan, totowar dla amatorów. Poszukiwany w bogatych domach. Pański diabełek będzie się bardzonadawał.Nie chciałbym go sprzedać! odpowiedział w zamyleniu gospodarz. Widzi panjestem człowiekiem humanitarnym. Nie lubię odrywać dzieci od matek.Rozumie się, rozumie się! Nawet bardzo, że tak powiem, zrozumiałe!... Te baby od razuw bek, lament, krzyki, spazmy!... Myli pan, że sprawia to komu przyjemnoć? Trzeba się dotego zabierać umiejętnie, że tak powiem... Ot wyle pan matkę na tydzień co? i wszystkopójdzie jak z płatka. Zanim wróci, już po harapie! A potem małżonka szanownego panapodaruje jej jakie kolczyki albo różne drobiazgi, no i uspokoi się baba.Mój Boże! Co też pan mówi, mr. Halley.Co tam, to nie sš nasze białe kobiety! Wszystko zależy od tego, jak się do nich zabrać!Powiadajš na przykład, że od handlu niewolnikami serce czerstwieje. Wcale tego nieuważam! Chodzi o to, że ja nie postępuję tak jak inni. Widziałem takich, co to odrywali dzieciod matek przemocš i z miejsca sprzedawali. Matka krzyczy, płacze, rozpacza... I co w tymdobrego? Podły system, powiadam panu! To tylko psuje towar! Widziałem w NowymOrleanie dziewuchę można miało powiedzieć piękna! No i co? Zmarnowali jš, właniewskutek tego systemu. Idiota, który jš kupił, chcšc pozbyć się jej dziecka, oderwał je siłš...Popatrzałby pan na niš... Rozwcieczona jak prawdziwa biała matka. Miota się, krzyczy,huczy, przeklina aż strach było patrzeć... Jednak dziecko zabrali. A ona wzięła izwariowała, i po tygodniu wycišgnęła kopytka!... Kto stracił? Właciciel. A dlaczego?Dlatego, że nie był ostrożny! Nie ma o czym mówić! Zawsze lepiej być ludzkim,humanitarnym. Przekonałem się z własnego, że tak powiem, dowiadczenia!Po krótkiej przerwie, rozsiadłszy się w fotelu i skrzyżowawszy ręce, pełen zadowolenia zsiebie i zarazem udanej skromnoci, cišgnšł dalej:Rozumie się, nie należy siebie samego chwalić, ale mówię dlatego, że to więta prawda,że tak powiem... Zdaje się, powszechnie wiadomo, że nikt nie ma tak wspaniałych partiiMurzynów, jak, ja... Wszyscy moi niewolnicy sš dobrze utuczeni i zdrowi i umiera ichznacznie mniej, niż u innych. A cały mój sekret polega na tym, że ja z nimi obchodzę się poludzku. Tak, muszę powiedzieć, że humanitarnoć jest podstawš mego interesu!Mr. Shelby nie wiedział, co odpowiedzieć.Naturalnie! mruknšł niepewnie, przerażony bezczelnociš handlarza.Trzeba panu wiedzieć, że kpiono ze mnie za to... Takie poglšdy nie sš w modzie, ale ja,mój panie, dam sobie za nie głowę odršbać! Wszak im to zawdzięczam majštek! No tak!Mogę powiedzieć, że moje myli dobrze mi zapłaciły za wyprodukowanie.Halley rozemiał się, uważajšc koncept za nad... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Strona startowa
- Elisabeth Bevarly - Trzy serca złączone, Bevarly Elizabeth
- Elizabeth was impatiently awaiting the arrival of her husband this afternoon(1), Pride and Prejudice Fanfiction
- Elizabeth Lowell - Rarities Unlimited 2 - Przeklęte złoto, 02.15
- Elizabeth Chandler - Pocałunek anioła 02 - Potęga miłości, Ebooki ;)
- Elizabeth Lowell - Rarities Unlimited 02 - Przeklęte złoto, Book
- Elizabeth Lowell - Rarities Unlimited 04 - Kolor śmierci, Book
- Elizabethtown.2005.DvdRip.AC3.eng, ★ MOJE i TWOJE KINO
- Elizabeth Lowell - Rarities Unlimited 4 - Kolor śmierci, 02.15
- Elizabeth Lowell - Rarities Unlimited 1 - Martwe słowa, 02.15
- Elektronika Praktyczna 08 2010, 2010
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- igraszki.htw.pl