Ekipa,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ekipa

Elżbieta Wasiuczyńska, Wojciech Widłak

 

 

- Szerszy pędzel byłby chyba lepszy – powiedział z namysłem pies Pypeć.

- A ja bym wzięła ciemniejsza farbę – wtrąciła kaczka Katastrofa. – Barrrdzo ciemniejszą. Grrranatową! Albo czarrrną!

- Nie! – zaprotestowała mucha Bzyk-Bzyk.

Pan Kuleczka zamruczał coś spod sufitu. Stał na drabinie i wyglądał trochę jak kapitan pirackiego okrętu. Na głowie miał trójkątną czapkę, tyle że z gazety. Brakowało mu fajki i brody, ale za to miał nieco pomazane wiaderko i pędzel. Zanurzał go w wiaderku, a potem jeździł nim po suficie. Z taką jazdą kawałek sufitu robił się bardziej błękitny.

- Ale panu pomagamy, co? – cieszyła się Katastrofa. Też miała gazetową czapeczkę. Tak samo jak Pypeć, a nawet Bzyk-Bzyk. Pan Kuleczka znów coś zamruczał. Pypeć nie był zupełnie pewien, ale brzmiało to jakoś podobnie co „Co mnie podkusiło...”.

- Przeważnie jest odwrotnie – zauważył Pypeć.

- Co odwrotnie? – zdziwiła się Katastrofa.

- To my malujemy, a Pan kuleczka nam pomaga – wyjaśnił Pypeć. – No, radzi, jaki wziąć pędzel albo którą farbkę.

Katastrofa pokiwała energicznie głową.

- No właśnie. To teraz możemy się odwdzięczyć! – zawołała radośnie – Może coś panu przynieść do jedzenia?

- Dziękuję – powiedział słabym głosem Pan Kuleczka.

Katastrofa nieco się zmartwiła, ale na krótko.

- Wiem! – zawołała – Możemy panu przesunąć drabinę. Żeby pan nie musiał tak ciągle schodzić i wchodzić z tym pędzlem. – Razem, Pypeć!

I zanim Pan Kuleczka zdążył podziękować, z całej siły nacisnęli na drabinę. Drabina nie chciał się przesunąć, tylko się zachwiała.

- Ojej! – zawołał pierwszy raz od dłuższego czasu głośno i wyraźnie Pan Kuleczka i zamachał rękami.

Wiaderko z farbą, które trzymał w jednej ręce, zabujało się jak wahadło w starym zegarze. Tyle tylko, że ani Pypeć, ani Katastrofa, ani Bzyk-Bzyk nigdy nie widzieli, żeby z wahadła wylała się farba. A z wiadra owszem. Z głośnym „chlap-chlap” spadła najpierw z jednej, a zaraz potem z drugiej strony drabiny. Na szczęście na podłodze leżały gazety i jeszcze coś w rodzaju wielkiej przezroczystej peleryny, więc nic jej się nie stało. Bzyk-Bzyk zdążyła odlecieć. Ale Pypeć i Katastrofa nie zdążyli. No i nie mieli na sobie przezroczystej peleryny...

- Hi, hi, hi – chichotała Katastrofa, patrząc na Pypcia. – Wyglądasz jak ten pies z filmu! Ten dalmatyńczyk! Tylko on miał dłuższe nogi.

- A ty wyglądasz jak pół dalmatyńczyka. Bo masz za mało nóg – wymruczał trochę obrażony Pypeć.

Katastrofa najpierw też chciała się obrazić, ale nagle zawołała:

- Pypeć, to fantastyczny pomysł! Może zrobią o mnie następny film? Już mamy tytuł: „Pół dalmatyńczyka”!

Okazało się jednak, że z filmem trzeba poczekać, bo Pan Kuleczka miał inne plany. Zszedł z drabiny i kazał Katastrofie i Pypciowi najpierw iść się umyć, a potem posiedzieć w drugim pokoju i poczekać, aż skończy malować sufit. Ale Pypeć i Katastrofa za bardzo się tym nie przejęli. Mieli przecież cały film do omówienia! No, właściwie pół...

 

 

„DZIECKO” nr 6, czerwiec 2002, s. 72-73

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dietanamase.keep.pl