Elizabeth Lowell - Rarities Unlimited 1 - Martwe słowa, 02.15

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
E
LIZABETH
LOWELL
Martwe słowa
Tytuł oryginału Moving Target
Cissy Hartley, niezwykłej bogini Internetu i wszystkich
wspaniałych lokatorów z całego świata na
http://www.elizabethlowell.com/wwwboard
Prolog
Na wschód od Palm Springs Styczeń
Niebo bez jednej chmurki było błękitne, puste jak serce mordercy.
Kobieta, która nosiła trzy nazwiska, uśmiechnęła się ponuro do
wstecznego lusterka w swoim starym pikapie. Jadący za nią w białej
czterodrzwiowej toyocie męŜczyzna pędził tak szybko, Ŝe niemal
zlewał się z autostradą, ale szczęście przestało mu sprzyjać, gdy droga
zrobiła się węŜsza i mniej zatłoczona, a potem przeszła w
nieutwardzony podjazd, prowadzący do jej samotnego domu.
CięŜko ukryć się na pustyni. Próbował utrzymywać odpowiedni
dystans, nie rzucać w oczy, ale i tak przykuwał uwagę jak neon.
Sucha, dzika okolica sprawiała wraŜenie martwej, ale w
rzeczywistości pełno tu było przyczajonego Ŝycia, niespodzianek
zarówno przyjemnych, jak i zabójczych. Takich jak zapadający się
grząski piasek, który nie miał nic wspólnego z polami golfowymi.
Skały i wyboje równieŜ potrafiły niemile zaskoczyć.
Miała nadzieję, Ŝe ten nieduŜy biały samochód złamie oś, a
kierowca kark. Nie musiałaby wtedy strzelać do tego, kto ją śledzi -
zakładając, Ŝe widzi na tyle dobrze, Ŝe zrobi to, zanim on ją uprzedzi.
Starzejesz się, uznała bezlitośnie.
Przez ponad pięćdziesiąt lat udawało jej się przechytrzyć lisa, ale
w końcu została przyparta do muru. Ale nie będzie łatwym łupem. Nie
odda prastarej, bezcennej Księgi Uczonych. Prędzej umrze.
Pikap podskoczył na wyboju, wjeŜdŜając na ostatni, stromy
odcinek drogi: ćwierć mili od domu. Tablice z napisem „teren
prywatny" pojawiały się teraz przed jej oczami jak czerwone smugi,
Ŝwir pryskał spod kół, łysiejące opony nie zapewniały dobrej
przyczepności. Ostatnio czas mijał tak szybko, Ŝe z niczym nie mogła
nadąŜyć.
A moŜe po prostu, mając świadomość nadchodzącej śmierci,
odnosiła wraŜenie, Ŝe czas uderza w jej Ŝycie jak woda spadająca na
twardy, nieustępliwy głaz.
Czy właśnie tak czuły następczynie pierwszej Sereny, kiedy
nadchodziła pora, by umrzeć? Czy spoglądały na stary, sfatygowany
warsztat tkacki, którego uŜywały kolejne pokolenia noszące nazwisko
Weaver (ang. tkacz, tkaczka, prządka.)? Czy ujmowały w delikatne
dłonie tkackie czółenko, by wpleść swoje ostatnie wątki w staroŜytne
desenie?
Nie wiedziała. I nigdy się nie dowie. Tak wiele pochłonęła
Ŝarłoczna katarakta czasu. Ale nie wszystko zostało utracone. Słowa
szeptane przez kolejne pokolenia kobiet świadczyły o tym, Ŝe na
początku Księga Uczonych liczyła ponad sześćset stron. Czas i
dramatyczne okoliczności zmniejszyły tę liczbę do pięciuset siedmiu.
Na tych kartach zgromadzono historię i mądrość Uczonych: zdobiły je
iluminacje ze złota i sproszkowanego lazurytu, zieleń Ŝycia i szkarłat
krwi przydawały im intensywności.
śadna Weaver w ostatnich siedmiu pokoleniach nie była w stanie
rozszyfrować wysmukłych, eleganckich słów zdobiących Księgę
Uczonych, ale nikt nie poddawał w wątpliwość wartości tego tomu.
Oprawa była wysadzana kamieniami szlachetnymi o intensywnych
barwach, tworzącymi najwaŜniejszą część zawiłych, tajemniczych
wzorów wytrawionych w szczerym złocie.
A teraz tym prastarym kartom znów groziło niebezpieczeństwo.
Jako ostatnia ze starego rodu Weaverów, miała całe Ŝycie, Ŝeby
przygotować się na taką sytuację. Tradycja musiała zostać przekazana.
Jej własne Ŝycie dobiegało końca: cóŜ, to nieuniknione. Księga
Uczonych była zabezpieczona przed człowieczą chciwością.
Jej chata znajdowała się w małej dolinie i była zasłonięta niskim
górskim grzbietem. Deski w studni i drewniane ściany upraŜyło na
kamień bezlitosne słońce pustyni Mojave. Wprawdzie granitowe słupy
wystające z suchej ziemi były teraz chłodne, ale za parę miesięcy
rozgrzeją się do białości. W takie dni będzie piekła chleb i fasolę w
piecyku, który zbudowała przed domkiem, a o północy poczuje
zbawienny powiew chłodnego wiatru.
Jeśli przeŜyje.
Zahamowała gwałtownie, wzbijając tuman Ŝwiru i kurzu, zgasiła
silnik i chwyciła pakunek z fotela obok. Ukryte w nim drogocenne
karty skłoniły ją do opuszczenia kryjówki, do zmierzenia się z
niebezpieczną przeszłością, od której przez całe Ŝycie uciekała. I od
której musiała uciekać w tej chwili.
Z determinacją, dzięki której udało się jej przeŜyć prawie
osiemdziesiąt lat, zmusiła swoje chude nogi do wysiłku i wbiegła po
niskich schodkach do chaty. Piach skrzypiał pod znoszonymi
trzewikami. Czarne, powykręcane konary drzewka Jozuego odcinały
się od jaśniejącego nieba. Gdzieś w górze jastrząb śmignął w pustkę.
Słyszała tylko swój nieregularny oddech i widziała coraz bliŜsze
drzwi niszczejącego domku. CięŜko dysząc, otworzyła je i wpadła do
środka, w momencie gdy biały samochód śmignął po grani i wjechał
do ukrytej doliny. Zatrzasnęła drzwi i zasunęła metrową Ŝelazną
sztabę. Potem opuściła wewnętrzne Ŝaluzje na oknach i zaryglowała
je.
W środku zapanowała niemal całkowita ciemność, ale nie
potrzebowała światła, Ŝeby odnaleźć drogę. Jako młoda wdowa
zbudowała tę chatę z kamienia i drewna własnymi rękami. Teraz, po
latach, znała tu kaŜdy centymetr, wady i zalety, wszystko.
Pokuśtykała do drzwi po wiszącą na kołku dubeltówkę.
Wiedziała, Ŝe broń jest naładowana. Jak zawsze.
Walenie do frontowych drzwi.
- Pani Weaver? Chciałbym z panią porozmawiać o...
- To teren prywatny, a ja mam strzelbę! - krzyknęła, przerywając
mu w pół zdania.
MęŜczyzna po drugiej stronie drzwi szybko rozejrzał się dookoła.
śadnych kamer czy wizjerów. Wcale się ich nie spodziewał, ale wolał
zachować ostroŜność; właśnie dzięki tej ostroŜności nadal Ŝył i był
wolny, w przeciwieństwie do swoich przeciwników. Nie dostrzegł
Ŝadnego przewodu instalacji elektrycznej czy telefonicznej, ani nawet
radia czy anteny telewizyjnej. Z doświadczenia wiedział, Ŝe w tej
części pustyni Mojave telefony komórkowe nie mają zasięgu. Stara
kobieta była naprawdę sama.
Uśmiechnął się.
Płynnym, lecz zdecydowanym ruchem, który wiele o nim mówił,
wsunął dłoń pod wiatrówkę. W jego ręku pojawiła się broń.
- Nie ma powodu do obaw - powiedział uspokajającym tonem. -
Nie chcę zrobić pani krzywdy. Chcę panią wzbogacić. Dam pani dwa
miliony dolarów za Księgą Uczonych. JeŜeli pani mnie wpuści,
będziemy mogli porozmawiać...
- Daję panu sześćdziesiąt sekund na opuszczenie mojego terenu.
- Niech pani będzie rozsądna, pani Weaver. Dwa miliony
dolarów to mnóstwo pieniędzy. Nikt inny nie zapłaci pani więcej za
to, co zostało z tej cholernej księgi druidów.
- Trzydzieści sekund.
- Niech przynajmniej weźmie pani moją wizytówkę.
W odpowiedzi usłyszał tylko charakterystyczny szczęk
świadczący o tym, Ŝe kobieta odbezpieczyła broń. Oszacował grubość
kamienia i ścian, solidnych, zahartowanych przez słońce drzwi, a
takŜe zdumiewającą hardość ofiary. Pomyślał, Ŝe do sforsowania
chatki będzie potrzebował specjalnych pocisków. Do pokonania
staruszki teŜ. AleŜ twarda ta stara suka.
Zaklął paskudnie, odwrócił się, wsiadł do samochodu i odjechał,
zostawiając przedmiot, dla którego był gotów zabić.
Zaraz po zachodzie słońca zerwał się wiatr. Fale powietrza suche,
chłodne, wręcz lodowate, niosły zapach, który kojarzył się raczej z
przemijaniem niŜ z Ŝyciem. Naftowa lampa wewnątrz chatki rzucała
na okna i ściany dziwne, ruchome cienie. Stary warsztat tkacki stał w
rogu; niedokończona tkanina częściowo wypełniała ramę. Czółenka z
nawiniętą kolorową przędzą zwisały z nicielnic krosna, czekały, by je
wpleść w jednolity wzór.
Niedawno rozpalony ogień przyjemnie buzował w kominku,
odganiając nocny chłód pustyni. Kobieta owinęła się długim szalem,
równie starym jak jej warsztat. Szal był dość szorstki w dotyku, więc
zazwyczaj zostawiała go obok Księgi Uczonych. Ale dzisiaj jej duszę
przenikał chłód, a szal koił niemiłe doznania.
Siedziała w otępieniu przy kominku, ze wzrokiem utkwionym w
migoczące płomienie. Widziała tylko kawałki cienkiego,
niezapisanego kartonu, które po kolei wrzucała do ognia.
Kiedyś obiecywał, Ŝe prześle jej skradzione strony Księgi
Uczonych. I kolejny raz ją zawiódł, nie dotrzymując danego słowa.
Przesłał współczesny papier, a nie staroŜytny pergamin. Nie było kart
zapisanych cienkimi i w jakimś sensie niebezpiecznymi literami, w
pradawnym języku, stanowiącym milczące świadectwo dawno juŜ
nieistniejących ludów i miejsc. To, Ŝe nie potrafiła odczytać słów, nie
miało znaczenia. NajwaŜniejsze, Ŝeby przechować księgę bezpiecznie
i przekazać następnej Serenie.
Wedle rodzinnej tradycji, Księga Uczonych była duszą człowieka
opisaną na pergaminie atramentem z dębowej Ŝywicy i Ŝelaza.
Duszą
potęŜnego męŜczyzny. Dumnego i tajemniczego, a takŜe zawziętego.
Duszą Erika Uczonego. Erika, który posiadł wiedzę zbyt późno.
Jednak to, czego się nauczył i co utracił, uległo zapomnieniu,
albowiem ci, którzy strzegli Księgi Uczonych, juŜ nie potrafili czytać
w staroŜytnym języku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dietanamase.keep.pl