Elleen - Droga do domu, Fanfiction Harry Potter - dokumenty

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

DROGA DO DOMU
(Elleen, grudzień 2008 na Mirriel)
 

 


 

1. Ginny kocha sławnego chłopca.

— Daj spokój, Gin! — śmieje się Amy, kiedy spotykają się po raz pierwszy od ukończenia Hogwartu. — Naprawdę nie wiem, co ty widzisz w tym Buckleyu. Oczywiście — dodaje, zanim Ginny zdąży jej przerwać — poza tym, że jest nieziemsko sławny.
— Chcesz autograf? — pyta Ginny swobodnie i kładzie na stole dzbanek z herbatą. Ostrożnie unosi porcelanową pokrywkę i upaja się aromatem świeżo zaparzonych ziół.
— Och, kochanie! — Amy robi smutną minę i rozlewa napój do szmaragdowych filiżanek. — Po prostu się martwię. To nie jest facet dla ciebie. — Ginny unosi brwi w niemym pytaniu. — Nie jest nawet przystojny!
— Jest dobry.
— Chyba w quidditchu. Albo w łóżku.
— Amy! — karci przyjaciółkę Ginny. — Nie sypiam z nim! Nawet go dobrze nie znam.
— O, to to. Nie znasz go, Gin! Jak możesz kochać kogoś, kogo nie znasz?
Ginny podnosi filiżankę do ust i przygląda się białym esom floresom na szmaragdowozielonej porcelanie.
— Nie uważasz, że miłość to trochę za wielkie słowo w tym przypadku? — pyta. — Po prostu go lubię.
— Tym bardziej nie rozumiem. — Amy nie daje za wygraną. Powietrze przesiąka zapachem rumianku.
— Ta... herbata. Niezła, co?
Amy Roberts puszcza uwagÄ™ mimo uszu.
— Buckley to osioł, Gin!
— Jest dobry.
— Dobry osioł to wciąż osioł. Chociaż dobry — dodaje szybko, zanim Ginny zdąży ściągnąć usta w ten wieszczący kłopoty sposób. — Kochanie, powiedz mi... tęsknisz za nim?
Ginny dopija herbatę i zastanawia się przez chwilę, a potem sięga po dzbanek.
— Zdecydowanie najlepsza herbata na świecie — oświadcza.

2. Ginny kocha księcia na białym koniu.

— Dobrze się bawisz, Ginny? — Hermiona promienieje szczęściem. Poprawia błyszczące spinki we włosach i rozgląda się niecierpliwie za swoim świeżo poślubionym mężem, który teraz zabawia tańcem jej mamę. Ginny uśmiecha się szeroko i rozkłada ręce.
— Cudownie, dziękuję. Naprawdę, Miona, cieszę się, że przynajmniej wam się ułożyło. — Kiedy zdaje sobie sprawę, co powiedziała, jest już za późno. Hermiona przygląda się jej nieprzeniknionym wzrokiem.
— Co masz na myśli? — pyta, a w jej głosie czuć troskę. Ginny ma ochotę odgryźć sobie język.
— No wiesz — tłumaczy niezręcznie. — Pomyślałabyś, że kiedy Seamus rozstał się z Parvati, a Cho uciekła Rogerowi niemal sprzed ołtarza, trwałe związki odeszły w niepamięć.
Hermiona nie wyglÄ…da na przekonanÄ….
— Aha. A jak twoja mała przygoda z Matthew? — pyta. Jej wzrok prześlizguje się po poszczególnych gościach weselnych, aż w końcu zatrzymuje na siedzącym samotnie Harrym. Ginny udaje, że tego nie zauważa.
— Fantastycznie — mówi, odpowiednio dawkując porcję entuzjazmu. — Matt jest naprawdę cudownym facetem, Miona.
— Słyszałam, że pracuje w Mungu.
— Tak. Tak, jest uzdrowicielem. To niesamowite, prawda? Zawsze szanowałam ludzi, którzy potrafią się tak poświęcić, by ratować ludzkie życie.
— Mm — podsumowuje Hermiona i odwraca się, by powitać zbliżającego się Matthew Parkinsona szerokim uśmiechem. Mężczyzna kładzie drinki na stoliku i podaje jej dłoń. Jego uśmiech jest ciepły i szczery.
— Miło mi cię w końcu poznać, Hermiono — mówi i łapie swoją dziewczynę za rękę. — Ginny mi wiele o tobie opowiadała.
Hermiona unosi brzeg sukienki i pochyla siÄ™ ku Ginny.
— Mam nadzieję, że twój szacunek mu wystarcza. Idę zatańczyć z Harrym, wygląda na samotnego — szepcze, po czym odwraca się do Matthew i całuje go lekko w policzek. — Mnie też jest bardzo miło, Matt.

3. Ginny kocha chłopca z boginem.

Terry otwiera drzwi mieszkania i zaprasza Ginny do środka. Przedpokój jest niewielki, acz urządzony wyjątkowo gustownie.
— Dolly! — krzyczy mężczyzna w głąb pomieszczenia i po chwili z kuchni daje się słyszeć kilka zrozpaczonych pisków. — Szlag, znowu się zaklinowała — mówi Terry i zapala światło. Meble kuchenne są jasnożółte, podobnie jak większość przedmiotów na nich poustawiana. Z koszyka pod stołem wystaje ogon i tylne kończyny jakiegoś zwierzęcia. Ginny przykłada dłoń do ust, żeby się nie roześmiać, kiedy Terry klęka przed koszykiem, łapie suczkę za łapy i wyciąga ją ze środka. Uszczęśliwiony pies natychmiast zaczyna lizać go po twarzy.
— Dolly? — pyta Ginny i kuca, by pogłaskać psinę po łbie.
— Na cześć Dolly Umbridge — odpowiada mężczyzna ze śmiechem. — Miałem nadzieję, że będzie potrafiła przepędzić duchy przeszłości równie skutecznie, jak jej imienniczka je uosabia.
Ginny nie wie, jak skomentować tę uwagę. Wtula twarz w miękką sierść golden retrivera i wdycha zapach jej przeciwpchelnej obroży. Dolly pachnie rumiankiem.
— Więc — mówi dziewczyna powoli — kupiłeś Dolly, żeby uporać się z przeszłością?
— Nie kupiłem jej. — Terry wysuwa rękę przed siebie, a Dolly kładzie na niej swoją łapę. Ginny uważa to za wyjątkowo zabawne. — Moi rodzice zabrali ją ze schroniska, kiedy była jeszcze szczenięciem. Prezent dla mnie z okazji ukończenia szkoły. Nie mógłbym... nie mógłbym wracać do pustego mieszkania.
Ginny przysuwa się do Terry'ego i kładzie mu głowę na ramieniu. Terry tam był, Terry rozumie. Siedzą tak przez chwilę, obserwowani mądrymi oczami Dolly, a potem Terry całuje Ginny w czoło i pyta:
— Rumianek czy mięta?
Dziewczyna podnosi się z podłogi i podchodzi do zlewu, by nalać wody do czajnika. Dolly zaczyna uganiać się za swoim ogonem, a jej zapach rozchodzi się po kuchni.
— Mięta.

4. Ginny kocha przegapionÄ… szansÄ™.

Maj tego roku jest ciepły i słoneczny. Ginny lubi leżeć w ogrodzie Nory z głową na kolanach George'a i obserwować przesuwające się po niebie chmury. Wiatr zaplata jej długie włosy w pomarańczowe warkocze. George śmieje się głośno, z każdym tygodniem coraz głośniej.
— Ej, siostra, mamy w sklepie kilka przedmiotów, które mogłyby cię zainteresować — mówi wesoło. Ginny kręci głową i zamyka oczy. — Sera prawdy, eliksiry miłości, samoaktywujące się bicze, a Ron opatentował ostatnio...
— Dzięki, George — przerywa mu Ginny z uśmiechem, ale jej głos jest stanowczy. — Dobrze wiesz, że Thomas nie jest winny naszemu rozstaniu. To ja nawaliłam.
— Na jego miejscu wróciłbym z podkulonym ogonem.
— Na jego miejscu nie odezwałabym się do mnie nigdy więcej.
Z wnętrza Nory daje się słyszeć rozeźlony głos Molly. To Artur przyniósł znów do domu kolekcję potencjalnie niebezpiecznych mugolskich zabawek.
— Wydawało mi się, że w końcu byłaś, no wiesz, zakochana.
— Był dla mnie za dobry.
— Pieprzysz, siostra.
Ginny podnosi głowę z kolan brata i patrzy na niego ostro. W powietrzu unosi się zapach pieczeni, subtelne zaproszenie na wspólny obiad.
— Nie brzmisz jak dawny George.
— Nie brzmisz jak dawna Ginny — oświadcza swobodnie mężczyzna i wzrusza ramionami, ale kiedy zasiadają przy stole, a łyżka do zupy zamienia się w gumową kaczkę, dodaje, przekrzykując wrzaski matki: — I tak wiem, jak kończy się twoja historia.
Harry Potter siedzi naprzeciwko i uśmiecha się szeroko.

5. Ginny kocha buntownika.

Świat po wojnie wymaga długiego porządkowania dokumentów, cerowania skarpetek, łagodzenia bólu i gojenia ran. Gregory wie, że wymaga też walki o zapewnienie bezpieczeństwa w każdej dziedzinie życia społecznego, więc biega od posiadłości do posiadłości, próbując zmusić arystokrację do poparcia jego idei. Czuje się nowym Harrym Potterem, Harrym Potterem pokoju. Gdzie nie pomaga urok osobisty i dar przekonywania, tam stosuje przemarsze i protesty. Ministerstwo ustępuje, arystokracja się łamie, przeciętny obywatel wiesza nad łóżkiem zdjęcie z autografem Gregory'ego Marshalla.
— Wiesz, pomyślałam, że moglibyśmy dziś pójść do...
— Proszę, Gin, tylko nie dziś! — przerywa swojej narzeczonej Greg. — Próbujemy przeforsować nowy plan obrony granic wewnętrznych, wyobraź sobie, że mamy poparcie Głównego Biura Aurorów!
Ginny uśmiecha się nieco wymuszenie i wraca do krojenia cebuli.
— No tak, zapomniałam. Podpisali wam pozwolenie?
— Bez problemu. Całkiem przyjemny facet z tego Pottera. — Ginny przerywa krojenie i bierze głęboki oddech. Gregory zarzuca na ramiona płaszcz i całuje dziewczynę w policzek. — Hej, księżniczko, chyba nie płaczesz?
— Cebula — oznajmia Ginny i wskazuje nożem stół. Indyk w ziołach prawie doczekał się wspólnej kolacji. — Zostawić w piekarniku?
— Nie, nie, wrócę zapewne bardzo późno, nie będę jadł.
Ginny kocha Gregory'ego. Kocha go, kiedy wraca zmęczony z ministerstwa i natychmiast biegnie do salonu, żeby pocałować ją na powitanie. Kocha go, kiedy przygląda się jej krzątaniu po kuchni, co i rusz zapewniając ją, jaka jest piękna i dobra. Kocha go też wtedy, gdy siada obok niej na kanapie i czyta na głos mugolskie baśnie. Ale najbardziej kocha go późnym wieczorem, bo w bladym świetle lampy jego szare oczy są prawie zielone.

6. Ginny kocha przyjaciela.

Ginny Weasley płacze bardzo rzadko. Właściwie zdarzyło jej się to co najwyżej kilka razy. W wieku czterech lat spadła ze schodów i poważnie stłukła sobie kolano, a choć starała się nie rozpłakać, łzy same cisnęły się do oczu. W Hogwarcie płakała czasem na pierwszym roku, bo Tom, bo dziennik, bo Harry, bo kurczaki, a mama obiecywała, że wszystko będzie dobrze. Podczas drugiej wojny dwa razy zasnęła wtulona w poduszkę, opłakując odwagę Neville'a i tęsknotę za Harrym. Teraz po raz pierwszy od czterech lat wchodzi na pełen wspomnień z dzieciństwa strych i przytula się do sukienki, na którą jest już o wiele, wiele za duża.
Na strychu nie ma już poupychanych po kątach pierwowzorów Magicznych Dowcipów Weasleyów, nie ma nawet starego, wyjącego ghula, który tak irytował Rona. Dziecięca miotełka, na której Ginny uczyła się latać, leży w rogu pomieszczenia z każdą witką wygiętą pod innym kątem. Podłoga skrzypi bardziej niż kiedyś.
— Nie potrafię — mówi Ginny łamiącym się głosem i cień przypominający Harry'ego staje się Harrym. — Nie potrafię.
Harry przygląda się jej uważnie, a jego mina nie wyraża niczego. "Ginny Weasley, teraz już zawsze będziesz dla niego tylko siostrą Rona." Siadają obok siebie na zakurzonej podłodze i milczą. Zegar na ścianie wybija siedem lat od ostatniego pocałunku.
— Cokolwiek postanowisz, zawsze... zawsze możesz na mnie liczyć — mówi Harry tonem dyżurnego zbawcy świata. Ginny zaciska usta.
— Dzięki, Harry — odpowiada. — Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
"Nie masz pojęcia, jak niewiele." Harry uśmiecha się nieśmiało i Ginny po raz pierwszy od dawna widzi w nim zagubionego chłopca z dworca Kings Cross. Siedzą tak blisko siebie, że prawie nie mogą oddychać. Ginny otwiera usta, Harry podnosi się z podłogi. Kolejna stracona szansa na herbatę z rumiankiem.
— Molly pewnie... czeka z obiadem — szepcze Harry i przepuszcza Ginny w drzwiach. Po raz pierwszy od śmierci Freda Ginny ma ochotę płakać, krzyczeć i kopać. Stopnie prowadzące w dół są nierówne i śliskie. Ginny potyka się już na czwartym. Harry popisuje się refleksem i łapie ją za rękę, zanim dziewczyna zdąży choćby pomyśleć o strachu.
A potem wciąga ją z powrotem na strych, zatrzaskuje drzwi i całuje tak zapamiętale, że Ginny zapomina, jak ma na imię. W tym pocałunku zawierają się wszystkie uczucia, jakimi nie potrafił się z nią podzielić przez minione sześć lat. Jedną rękę zanurza w jej gęstych włosach, drugą rozpina guziki szaty. Ginny nie pamięta, by kiedykolwiek widziała w jego oczach tak wielką desperację. Zanim całkowicie straci nad sobą panowanie, przerywa pocałunek i wyrzuca z siebie szybkie:
— Jestem w ciąży.
Harry zamiera z dłonią na zapięciu jej biustonosza.
— C-co? — pyta, zszokowany. Ginny zamyka oczy.
— Jestem w ciąży — powtarza, czując, że trochę pospieszyła się z tą informacją. Nie wyobraża sobie jednak, że mogłaby mu tego nie powiedzieć, zwłaszcza w takiej chwili. — Będę mieć dziecko.
— R-rozumiem, ale... jeszcze nawet nie zaczęliśmy... — Ginny otwiera oczy. Harry zaczyna rozumieć.
— Nie kocham go, nie potrafię z nim być, to dziecko... jest tylko moje, Harry, rozumiesz? Tylko moje.
A teraz odejdzie. Wstanie, otrzepie szatę, popatrzy na nią smutno i zbiegnie po schodach, bo po co mu taki ciężar. Ginny wystarczająco dobrze zna Harry'ego Pottera, by wiedzieć, jak bardzo pragnie mieć gromadę własnych dzieci.
— Dziecko — powtarza Harry, zbyt oszołomiony, by powiedzieć cokolwiek bardziej znaczącego. Uwalnia dłoń spod gumki biustonosza, a potem delikatnie kładzie ją na brzuchu Ginny. — Naprawdę będziesz mieć dziecko?
Ginny przygryza wargę i kiwa głową. Nie zamierza się mazać. Zawsze marzyła o dużej rodzinie.
— Trochę nierzeczywiste, co?
Harry uśmiecha się nieśmiało. Ginny zapomina oddychać.
— Myślisz, że mogłoby być... nasze?
Z braku pomysłu na reakcję — płacz wydaje się nieodpowiedni, pisk infantylny — Ginny zaczyna się śmiać. Harry wzrusza ramionami i czeka, aż skończy, a wtedy przyciska ją do podłogi i ponownie całuje, tym razem delikatniej.
— Myślisz, że możemy mu — odzywa się po chwili i wskazuje jej idealnie płaski brzuch — zaszkodzić?
Ginny przewraca go na plecy i zaczyna rozpinać jego szatę.
— Myślę, że możemy mu pomóc.
Tymczasem w kuchni po ścianach spływa zupa cebulowa, Molly Weasley bije nowe rekordy emisji głosu, a George wymienia z Hermioną tajemnicze uśmiechy.

7. Ginny kocha — zawsze kochała — Harry'ego Pottera.

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dietanamase.keep.pl