Elizabeth Palmer - Zbyt wiele miłości, Diament

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ELIZABETH PALMER
ZBYT
WIELE
MIŁOŚCI
przełożyła
Bogumiła Malarecka
Prószyński i S-ka
Warszawa 1996
Zarys piersi złotych, włosów gęstwina
z oczu w dal odrzucona; nagie ramię w świetle promienia
słonecznego jabłko zrywa. Bo gałąź ugina.
Dzięcioł niczym maszynistka wystukuje brzmienia
bezlitośnie. Rejestracja musi być zachowana
choć ta sama kradzież od wieków się nie zmienia.
Grzech pierworodny i ostateczny.
Niedorzecznych
profesorów
gama
do precedensu sprowadzić to może i nie raz,
i udowodnić, że Ewa udręczona, wypalona i zapłakana
była jedynie nie dostosowana; dama i as
pozostają,
ktokolwiek rozdaje, asem i damą.*
Louis Mac Niece,
Pieśń III
* Przełożyła Anna Karp.
1
W
racając myślą do przeszłości, bogatsza o nabyte do­
świadczenia, Victoria Harting pojęła nagle, że pro­
log tragedii, do jakiej doszło w Little Haddow, roz­
począł się podczas obiadu wydanego przez nią latem na cześć
Careyów.
Pewnego ranka, nieświadoma przyszłych wydarzeń, zasiadła
w swoim uroczym mieszkanku w Chelsea, sięgnęła po blok i spo­
rządziła listę gości. Oprócz Careyów znaleźli się na niej Tessa
i Alexander Lucasowie (Victoria miała nadzieję, że ich stadło
przetrwa wystarczająco długo) oraz wydawca poczytnego maga­
zynu „Modern Art" Robert Wilmot i jego żona, choć według
męża Victorii, Jamesa, było to kolejne niestabilne małżeństwo,
a nadmiar takich par, zgromadzonych wokół średniej wielkości
stołu, to pewny sposób na zepsucie nawet najlepiej zaplanowa­
nego wieczoru. Na końcu listy dopisała Ginevrę Haye. Tylko
kto miałby jej towarzyszyć? Bogu dzięki, że przynajmniej ten
najzupełniej nieciekawy Kevin Haye, budowlaniec, szczęśliwie
wyjechał na jakiś czas na kontrakt do Arabii Saudyjskiej.
Przyjaźń Victorii i Ginevry datowała się od czasów Oksfordu,
gdzie urodziwa Victoria dobrze się prezentowała na tle pozba­
wionej wdzięku przyjaciółki. Kiedy studia dobiegały końca, dla
wszystkich było oczywiste, że Ginevra, będąc jedną z najzdol­
niejszych studentek na roku, zasili swym potencjałem intelek­
tualnym środowisko wyższych urzędników administracji pań­
stwowej. Ginevra jednak wybrała karierę naukową. Najpierw
zajęła się historią i teorią krytyki, potem zrobiła magisterium
z nauk humanistycznych w Courtauld Institute, a następnie opu­
blikowała kilka esejów, które dzięki trafności sądów i elegancji
stylu wywołały prawdziwe poruszenie w środowisku artystycz­
nym. I co dalej? Ginevra, zamiast wykorzystać taki sukces, poślu­
bia jakiegoś Kevina, wyprowadza się do kompletnej dziury, zamy­
ka w czterech ścianach i, idąc za radą dawnego opiekuna
naukowego, zasiada do pisania monumentalnego podobno dzieła.
Mimo to obie przyjaciółki nadal utrzymywały ze sobą kon­
takt, choć Victoria, obawiając się ze strony Ginevry nietaktów to­
warzyskich, już niejeden raz rozważała możliwość zerwania daw­
nej, nieatrakcyjnej przyjaźni. Zwykle jednak, powodowana
wspaniałomyślnością, odraczała ostateczny wyrok. No trudno,
zaproszę Ginevrę, postanowiła i tym razem. Daruję jej jeszcze
jedno lato. A poza tym, skoro Galeria stała się modnym salo­
nem wystawowym, nie od rzeczy będzie mieć starą przyjaciółkę
po swojej stronie, zważywszy jej wysoko ceniony dar krytycz­
nej analizy.
Z kolei wyłaniał się problem, czy warto przekształcać małe
przyjęcie w wielki spęd gości. Victoria nie miała na to specjalnej
ochoty, choć zdawała sobie sprawę, że przy znaczniejszej liczbie
osób nieustannie wybuchające między Tessą i Alexandrem kłót­
nie nie rzucałyby się tak bardzo w oczy. Pogrążona w zadumie
wsunęła bosą stopę w coś, co wyglądało jak wielki, wywrócony
futrem do góry stary domowy pantofel, a w istocie było jej pekiń­
czykiem Ho, który gryzł kogo popadło, był jednak wystarczają­
co mądry, by nie narażać się swojej pani. Victoria podrapała cie­
pły psi brzuch czubkami palców. Siedziała na wprost szeroko
otwartego wiktoriańskiego okna, wychodzącego na mały spła­
chetek ogródka, nad którym górowało stare, rozłożyste drzewo.
Było wczesne lato. Lekkie podmuchy wiatru poruszały jakby od
niechcenia połyskliwymi liśćmi. Mąż Victorii, w zeszłorocznym
słomkowym kapeluszu, czytał na leżaku „Daily Telegraph".
Obok niego, w wielkim naczyniu z prowansalskiej terakoty, krze­
wiły się czerwone, różowe i białe pelargonie oraz petunie. Victo-
8
ria wsłuchiwała się przez chwilę w nikły pomruk samochodów
dobiegający z King's Road. Skoro już skończyła z planowaniem
przyjęcia, może teraz pójść i poprzeszkadzać Jamesowi. Sama bę­
dąc człowiekiem czynu, nie znosiła bezczynności u innych.
***
Little Haddow, otoczone bujnymi, żółtymi od jaskrów łąka­
mi, na których pasły się rozleniwione krowy, było ponadczaso­
wym archetypem angielskiej wsi. Niewiele się tu zmieniło w cią­
gu ostatnich siedemdziesięciu lat. Niedawni przybysze, tacy jak
Haye'owie, mieli szansę na wtopienie się w miejscową społecz­
ność nie wcześniej niż za ćwierć wieku. Na razie byli przez nią
bezustannie oceniani, oplotkowywani i zaledwie tolerowani
z powściągliwą, pełną rezerwy wiejską uprzejmością.
W Pear Tree Cottage Ginevra, obracając w dłoni zaprosze­
nie Victorii, zastanawiała się, co ma na siebie włożyć. Jej szafa
świeciła pustkami, a ubrania, jakie zwykle nosiła, miały zastoso­
wanie raczej praktyczne i trudno je było uznać za stroje wyjścio­
we. Ten wieczór miał być bardzo elegancki, co do tego nie mia­
ła wątpliwości, choć bilecik nie dawał żadnych wskazówek, czy
na przyjęciu będzie sześć czy też sześćdziesiąt osób. „Pani Ja-
mesowa Harting - głosił - zaprasza na obiad między godziną
8.00-8.30 wieczorem". Ale pompa, pomyślała Ginevra. Jakby
Victoria nie mogła po prostu zadzwonić i powiedzieć: przyjdź
na kolację. Ostatecznie zdecydowała się na czarną spódnicę, któ­
rej brakowało guzika, i łososioworóżową, falbaniastą bluzkę. Do
tego czarne pończochy, i wszystko razem powinno wyglądać nie
najgorzej. Zresztą, najgorzej czy nie, i tak była zdecydowana
przyjąć zaproszenie.
Jeśli chodzi o pantofle, to wybór ograniczał się do ortope­
dycznych sandałów doktora Scholia oraz czarnych sznurowa­
nych trzewików, których używała do jazdy na rowerze. Niech
będzie zatem doktor Scholl. Odłożywszy na bok z lekka zalatu­
jący naftaliną wieczorowy ekwipunek, Ginevra przestała my­
śleć o całej sprawie i powróciła do komputera.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dietanamase.keep.pl