Elaine Cunningham - Piesni i Miecze 01 - Cien Elfa, e-bok

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Elaine Cunningham

Cień Elfa

HARFIARZE

Harfiarze, na wpół tajna organizacja Dobra, walczą o wol- ność i porządek w świecie pełnym tyranów, złych magów i prze- rażających potworów spoza granic wyobraźni.

Każda nowela z serii Harfiarzy jest odrębną opowieścią, przedstawiającą niektóre z wielu ciekawych i niezwykłych his- torii magicznego świata, zwanego Forgotten Realms.

Andrew,

Mojemu pierworodnemu
i przyjacielowi

 

Podziękowania

Chciałabym podziękować Bette Suska za naukę, że słowa mogą być tak zabawkami, jak i skarbami; Marilyn Kooiman za sugestię, że ktoś tak zwariowany jak ja powinien pisać fantasy; Jimowi Lowderowi za radę, poczucie humoru i zadziwiającą cierpliwość.

 

Prolog

Elf wyszedł na trawiastą, otoczoną przez wielkie, stare dęby polanę. Droga przywiodła go do miejsca, z którego mógł oglądać piękno tak ulotne, że komuś niewtajemniczonemu mogło wydawać się nie tknięte niczyją ręką. Elf nigdy w życiu nie widział głębszej zieleni. Przez liście przebijały się pierwsze, nieśmiałe promienie wschodzącego słońca i wszystko dookoła, nawet powietrze, wydawało się tętnić życiem. Stopy rozbijały przytulone do ździebeł trawy szmaragdowe kropelki rosy. Przymrużył oczy. Kucnął przyglądając się łące. Odnalazł ścieżkę, niemal niewidoczną, wyznaczoną przez pozbawioną błyszczących koralików wysoką trawę. Tak, tędy przechodziła jego ofiara.

Szybko ruszył po śladach, kierując się w stronę przejścia między dwoma olbrzymimi dębami. Przekroczył zasłonę z krzewów i zniknął z polany, pozostawiając za sobą jasne światło poranka.

Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do panującego w gęstym lesie półmroku, dostrzegł pomiędzy drzewami wąską dróżkę.

Jego ofiara nie wiedziała, że jest śledzona, dlaczego więc nie wybrała najłatwiejszej drogi przez las? Elf przedzierał się przez wysoką trawę, odnajdując ledwie widoczną ścieżkę. Niewiele wskazywało na to, że przed nim ktoś tędy przechodził, ale nie był tym zbytnio zaniepokojony. Śledzona przez niego para należała, sądząc po śladach, do najbardziej doświadczonych tropicieli, jakich do tej pory spotkał. Niewielu jest takich, którzy potrafią poruszać się, nie zostawiając po sobie żadnych śladów poza strąconą rosą.

Elf sunął cicho po trawie. Na myśl o zbliżającym się zwycięstwie serce zabiło mu szybciej. Tak długo na nie czekał i teraz ma je przed sobą. Elfy, w szczególności złote, nie są porywczym ludem, dlatego również za tą poranną misją stały lata planowania, dziesięciolecia dyskusji i dwa wieki oczekiwania na sprzyjające warunki. Dopiero dziś nadszedł czas na uderzenie, i właśnie on będzie tym, który zada pierwszy cios.

Ścieżka kończyła się przy kamiennym murze. Elf znów zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Podszedł do ściany i wychylił zza niej głowę, aby zobaczyć co znajduje się dalej: Był tam przepiękny ogród, wspanialszy niż wszystkie, które dotąd widział. Po trawnikach dumnie przechadzały się pawie. Niektóre, z rozwiniętymi piórami ogona, popisywały się pięknymi, opalizującymi niebiesko-zielonymi oczkami. Wśród ukwieconych gałęzi otaczających błyszczący staw drzew fruwały kolorowe kolibry. Wrodzone poczucie piękna wzięło górę w duszy elfa nad zimnym umysłem i na chwilę odsunęło myśli o czekającym go zadaniu. Pomyślał, iż takie miejsce mogło łatwo uwieść każdego oglądającego je elfa. Patrząc się w górę doszedł do wniosku, że chyba tak właśnie stało się w jego przypadku.

Ponad ogrodem widać było ogromny zamek. Zadziwiał swą kryształową konstrukcją. Złote oczy elfa rozbłysły nienawiścią i triumfem – zdał sobie sprawę, że ślad doprowadził go do samego centrum potęgi szarych elfów.

Starożytna rasa złotych elfów zbyt długo opierała się pokusie rządzenia. Z odświeżoną motywacją, elf zaczął snuć plany.

Trudno byłoby wyobrazić sobie lepszą sytuację, żadna straż nie patrolowała zewnętrznych ogrodów. Gdyby dostał swoją ofiarę jeszcze w ogrodzie, mógłby uderzyć i wycofać się niezauważony, następnego dnia powróciłby i natarł jeszcze raz.

Pomiędzy nim a zamkiem znajdował się wielki labirynt bukszpanowych żywopłotów. Doskonale! Elf uśmiechnął się swoim złym uśmiechem. Ta szara dziwka i jej ludzki kochanek weszli właśnie do swojego grobu. Wiele dni upłynie zanim w tym labiryncie odnajdą się ich ciała.

Plan jednak miał swoje minusy. Sam labirynt nie martwił go ani trochę, choć jedyne wejście do niego prowadziło przez ogród dzwonkowców – hodowano je zarówno dla ich dźwięku, jak i dla pięknego wyglądu. Elf słyszał ciche odgłosy wydawane przez kwiaty, przez moment nawet wsłuchiwał się w muzykę, gdy nagle przypomniał sobie, że gdzieś już widział taki ogród. Grządki dla tych kwiatów zaprojektowane były tak, aby rośliny łapały każdy powiew wiatru i przetwarzały go na odpowiednią, zależną od jego kierunku melodię. Każda, najmniejsza nawet zmiana kierunku przepływu powietrza, powodowała zmianę melodii, w efekcie czego ogród był pięknym i zarazem skutecznym systemem alarmowym.

Elf wiedział, że jego ofiary teraz znajdowały się właśnie w labiryncie i kierowały się w stronę zamku, wiedział też, że musi spróbować. Z łatwością przeskoczył niski mur, przebiegł pomiędzy zdezorientowanymi pawiami i prawie bezszelestnie, jak robią to tylko najdoskonalsi elfi tropiciele, przesunął się przez ogród dzwonkowców. Tak jak się spodziewał, dźwięk wydawany przez kwiaty zmienił się nieco i czułe ucho bez trudu mogło wychwycić to zakłócenie, ukrył się więc za jedną z rzeźb i oczekiwał na przybycie straży pałacowej.

Po kilku minutach uspokoił się – ku swemu zaskoczeniu wszedł do labiryntu niezauważony. Ostatni rzut okiem na ogród upewnił go, że faktycznie jest sam. Uśmiechnął się wyobrażając sobie strażników pałacowych – idiotów zbyt głupich i pospolitych, żeby rozpoznać swój własny melodyjny alarm; muzycznie głusi, jak wszystkie szare elfy. Do labiryntu bezszelestnie wślizgnął się zabójca.

Wydawało mu się, że ogrodowe labirynty tworzone były z reguły według jednego wzoru, jednakże po kilku zakrętach doszedł do wniosku, że właśnie odnalazł wyjątek od tej reguły.

Takiego labiryntu jeszcze nigdy nie widział: wielki i dziwaczny, poskręcane ścieżki prowadziły z jednego małego ogrodu do drugiego, a każdy następny bardziej fantastyczny od poprzedniego. z rosnącym zniecierpliwieniem przechodził obok egzotycznych drzew owocowych, fontann, altan, grządek z kwiatami i małych stawów, pełnych błyszczących rybek. Najdziwniejsze były magiczne obrazy przedstawiające znane elementy elfiego folkloru: narodziny morskich elfów, smoczą wojnę Zielonej Wyspy, lą...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dietanamase.keep.pl