Elsschot Willem - POSKRAMIACZ LWÓW - LITERATURA HOLENDERSKA, HOLANDIA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Elsschot Willem
POSKRAMIACZ LWÓW
Po raz kolejny wracam do domu z podróży i znów stoi przygotowane krzesło, stół jest nakryty, łóżko posłane, a kapcie czekają przy kominku, jakby tu codziennie spodziewano się mojego przyjazdu. Dzieci przywitały mnie zwyczajnie „tato”, a żona zapytała, co wolę, wątróbkę czy śledzia. Nie odpowiedziałem, bo bałem się usłyszeć własny głos, chwyciłem jedzenie znajdujące się w zasięgu ręki i w milczeniu zapełniłem żołądek. Zawstydził mnie spokój rodziny, pewność, że i tym razem wrócę, głęboko mnie dotknęła. Gdybym jednak teraz okazał wzburzenie, niczego bym nie osiągnął, mógłbym tylko z niesmakiem wstać. Ciągłe podróżowanie już mnie nie pociąga.
Być może jestem zmęczony albo nie potrafię znieść atmosfery obcych stron. W każdym razie czuję, że z następnej wyprawy nic nie wyjdzie. Może to lepiej, bo przynajmniej zostanie mi trochę czasu, by nacieszyć się wreszcie wspólnym życiem z żoną i dziećmi, ciepłem ogniska domowego - godnie przywitać starość, która puka do drzwi. Dopóki się tułałem, nie wychowywałem dzieci, tylko się z nimi bawiłem, nie opiekowałem się żoną, tylko chciałem się nasycic jej obecnością,
Wiosenne miesiące już minęły. Tutaj przy kominku, w kuchennych oparach, ważne jest wypełnianie obowiązków mężczyzny, którym przecież jestem. Rodzina oczekuje tego ode mnie. Czyż moja żona nie czyni swych powinności, gdy pierze i wylewa wodę, kiedy w czasie ulewy krąży po targu rybnym, nie zwracając uwagi na bolące żylaki czy złe trawienie? A dzieci, nie z obowiązku spędzają najpiękniejsze słoneczne dni w szkolnych murach?
Mam ostatnią szansę, bowiem dzieci rosną jak na drożdżach i snują wspólne plany. Starszy syn ma już zarost nadający jego twarzy miły wyraz. Jeśli teraz się nie przystosuję, to zostanę wyklęty przez własny ród, bo w moich nieustannych wyprawach dzieci widzą zdradę i w milczeniu jednoczą się z matką. Mają rację. Jeśliby ogień miał strawić dom, to matka je obudzi, a nie ja.
Zresztą tam daleko nie ma miejsca dla facetów z zachrypniętym głosem, którzy wiedzą, o co chodzi w życiu. Tam taki ktoś poczuje się opuszczony. Także tam jest się jedynie brzydką plamą na nieskażonym krajobrazie, kupką brudu w sali balowej. Czy nie lepiej zatem siedzieć spokojnie przy kominku niż w złudnym raju?
Bardzo szybko podjąłem więc swoje obowiązki, znów przybrałem rycerską postawę i poprowadziłem interesy, jakbym nigdy nie opuszczał tego kraju. Wypisywałem rachunki wprawną ręką, witałem tych, którzy mnie witali, zamieniałem miłe słówka z przyjaciółmi i wrogami i nakazywałem komornikowi rozliczać moich dłużników jak należy. Aż do chwili, kiedy pewnego feralnego dnia zobaczyłem w domu potwora — mego wnuka, który wrzaskiem i demonstrowaniem gołych pośladków zburzył spokój naszej egzystencji.
10
Wtedy sam siebie przyłapałem na zakradaniu się na strych, gdzie znalazłem swą podróżną laskę w kurzu i pajęczynach. Teraz moi klienci będą musieli czekać, nie otrzymując niczego. Ci, którzy jeszcze nie zapłacili, mogą się udławić moimi pieniędzmi. Najpierw przystosuję skalę głosu do wrzasków wnuka. A nogi wprost nie mogą ustać w miejscu. Chodź, chłopcze, przed nami droga.
Niechaj żona i dzieci mi wybaczą, że po raz ostatni oszukuję ich dla krainy przeklętej świetności, gdzie złoty ptak śpiewa dużo piękniej aniżeli skowronek.
I
Dokładnie już sobie nie przypominam, w jakich okolicznościach i kiedy ten cudzoziemiec zawitał w naszym domu, ale teraz cały czas snuje się po mieszkaniu. Z pewnością nie od razu zauważyłem jego obecność: on przebywał na górze, a ja na dole. Teraz jednak stale spotykam go na schodach, wpadam na niego w korytarzu i siedzę naprzeciw niego przy stole, bo on też z nami je. A moja najstarsza córka, która przyprowadziła go do domu, siedzi obok. Oboje są w szkole handlowej i sądzę, że z początku przychodził, żeby się 1 nią uczyć. Był słaby we francuskim, a ona w księgowości - starali się więc nawzajem sobie pomóc. Przynajmniej tak mi to przedstawiono.
Chłopak jest Polakiem, wysoki, uprzejmy, trzaska obcasami i wchodząc, i wychodząc, całuje moją żonę w rękę. Mniej więcej tak, jak my, chłopcy, przyciskamy usta do najświętszego sakramentu. Zapytałem ją kiedyś, czy Benek, bo tak ma na imię, rzeczywiście całuje jej rękę, a ona odpowiedziała, że to coś między całowaniem a niecałowaniem, takie muśnięcie bez zwilżania.
Rozmowy z nim schodziły stale na ten sam temat: studia w szkole handlowej i polityka europejska,
13
|
f
zwłaszcza w Polsce i dotycząca Polski. Powinienem może więcej o tym poczytać, gdyż czasami milknę i przy najlepszej woli nie potrafię wrócić do sedna. A pośród tych przemilczeń pojawiała się postać mojej córki niczym groźny znak zapytania. I chociaż obaj myślimy wyłącznie o niej, żaden z nas nawet nie napomknie. Kiedy pytam go o zdanie na temat korytarza pomorskiego przechodzącego na wskroś przez Niemcy, to oczekuję, że on wreszcie powie: Tak, kocham Adelę i marzę, by ją poślubić.
Moja żona obserwuje go, a ja z każdą chwilą nabieram coraz większego przekonania, że ona widzi wszystko, co uchodzi mojej uwagi.
Zna jego buty i krawaty, jakby sama je kupowała, od razu zauważa, że kapelusz jest świeżo wyczyszczony, a wieczorem wie dokładnie, co chłopak opowiadał, chociaż sama słabo zna francuski. Zaraz po jego wyjściu zaczyna analizować konwersację, a Adela zazwyczaj się z nią zgadza - jest całkiem taka jak matka, tylko w młodszym wydaniu.
Ja nie wtrącam się do tej wymiany zdań, bo co bym przez to osiągnął? Kto może wiedzieć, co taki Polak ma w zanadrzu? Nawet naszym chłopcom nie można ufać. Trzeba to odczekać. Jednak moja neutralność nie została doceniona - od czasu do czasu słyszę, co moja żona mówi do Adeli, wprawdzie po cichu, ale zawsze wystarczająco głośno, żebym zrozumiał.
- Inny mężczyzna już dawno by go zagadnął, ale twój ojciec ma inne zajęcia.
Zupełnie jakbym w mieście miał co najmniej kilka młodych dziewczyn.
Rozumiem, iż oczekuje ode mnie, że ja pierwszy się tego podejmę i zapytam Polaka uprzejmie, ale bez ogródek, jakie ma plany wobec naszej córki.
No bo wyobraźmy sobie, że ten miły chłopak stoi w kącie, a ja przed nim, po debacie o Piłsudskim i Gdańsku, nagle mam zapytać:
— A propos, a Adela, chłopcze?
Na samą myśl o tej sytuacji ogarnia mnie ogromny wstyd. Zresztą moja żona może to zrobić równie dobrze, jak ja. Nawet lepiej, bo ona nigdy nie rozmawiała z nim o wielkiej polityce, ale za to niejednokrotnie prasowała mu spodnie. I poza tym, uważam to za niesprawiedliwe i niezasłużone, żeby w ten sposób mnie na niego napuszczała, podczas gdy sama nie otworzy ust w tej tak ważnej dla życia kwestii.
Wszystko to powoduje, że czuję się we własnym domu mniej swobodnie niż przed przybyciem Polaka. W zaciszu domowym lubiłem chodzić w samej koszuli bez krawata, tak jak się to robi w letnie, upalne dni, a zimą siadywałem z nogami na piecu. Długa kamionkowa rura, nasz pies wyciągnięty na mnie i zbywanie milczeniem zadawanych mi pytań. Harmider dzieciaków, komendy żony, radio i kuchenne odgłosy stapiają się w jeden szmer przypominający szum morza.
To wszystko odeszło w zapomnienie, odkąd wróciłem do domu. Muszę się nim zajmować, bowiem gość nie może odnieść wrażenia, że u nas panuje nonszalancja, bezprzykładny bałagan, w przeciwnym razie ucierpiałaby reputacja Adeli.
Moje dzieci nazywają go po prostu Benek. Wydaje się, że definitywnie przyjęły go do naszego grona, nie pytając mnie o zdanie. Walter też jest studentem, rok od niego młodszym. Rozmawiają o swoich uczelniach, wyolbrzymiając najtrudniejsze kursy. Benek szermuje listami frachtowymi, czarterami i prawem handlowym, a Walter epatuje go otwartymi płatami mózgu
15
i drgającymi sercami, które, choć wyjęte, biją jeszcze w ręku.
Jan, który ma dopiero szesnaście lat, traktuje naszego Polaka przede wszystkim jako wzorzec wzrostu. Przykład standardu, którym mierzy nauczycieli, członków rodziny i przyjaciół. On sięga Benkowi do nosa, inni do ramion. Jeśli wskaże mu się na ulicy kogoś wyższego od naszego Polaka, Jan robi taką minę, jakby jego wiara została poważnie zachwiana.
Ja sam zwracam się do niego nadal per pan, chociaż z każdym dniem jest mi trudniej. Ale nie umiem zrobić pierwszego kroku i po prostu rzucić mu Adeli do stóp. Jako głowa rodziny nie mam prawa wiedzieć, że jemu chodzi o moją córkę, dopóki z własnej woli się nie oświadczy. Jeśli to jednak nastąpi, to ja tego samego wieczoru położę nogi na piecu i potem znowu utnę sobie drzemkę, nawet gdyby cała Warszawa miałaby jutro wylecieć w powietrze.
Ta polska zagadka już prawie rok czeka na rozwiązanie, a najgorsze jest to, że za trzy miesiące on i Adela skończą studia. On spakuje manatki i wróci do Polski. No tak, co innego miałby zrobić? W tej chwili cudzoziemiec nie ma szans znaleźć tutaj pracy. Ostrożnie zapytałem żonę, czy wierzy w to, że on tu jeszcze wróci, ale ona odfuknęła mi coś, w czym rozpoznałem słowo „tchórz”.
II
Tak mnie wzięto w obroty, że w końcu musiałem się zabrać za naszego Polaka, chociaż bardzo się przed tym broniłem. Przynajmniej taki wyciągnąłem wniosek z wizyty mego teścia.
Tak się składa, iż kilka tygodni temu rząd postanowił zbudować za siedemset pięćdziesiąt milionów franków nowe fortece na granicy z Niemcami. Teraz rodzice mojej żony mający po osiemdziesiąt cztery lata otrzymali wiadomość z ministerstwa, że od tej pory nie będą otrzymywać emerytury, gdyż ich dochód jest zbyt wysoki. Ten dochód to mieszkanie robotnicze, którego dolną część zajmują, a resztę wynajmują za dwieście franków miesięcznie. Z tych dwustu franków będą więc od tej . pory musieli żyć, bo ich emeryturę władza przeznaczyła na forty. Staruszek po siedemdziesięciu latach pracy dopiero od dwóch lat dostaje emeryturę; przyszedł dziś wieczorem do mnie po poradę, bowiem ma bezgraniczne zaufanie do mojej inteligencji, ponieważ ja pracuję w biurze, a on był tylko pomocnikiem stolarza.
Najpierw pokazał mi ulotkę z kina, wciśniętą mu po drodze do ręki, wreszcie znalazł formularz z ministerstwa, który pozbawiał go środków do życia, i zapytał,
Ponieważ jest za stary, aby zrzucać bomby, poradziłem mu, żeby sprzedał budę, a pieniądze przepił. Wtedy z pewnością dostanie z powrotem emeryturę. Ale on jest uparty i nie chce się pozbawiać przyjemności umierania w domu, na który siedemdziesiąt lat pracował. A ja nie śmiem mu powiedzieć, że może równie dobrze pozwolić sobie na nią u nas.
- Wiesz, Frans, że przez cztery lata byłem żołnierzem i że w 1870 roku stałem na granicy? Czy to mogłoby mi pomóc?
W swej dziecięcej naiwności wciąż jeszcze wierzy, że ktoś doceni zasługi, jakie oddał ojczyźnie prawie pół wieku temu.
I wtedy powiedziałem, że nic nie pomoże, jedynie protest i nieustępliwość.
- Szkoda, że w siedemdziesiątym roku nie walczyliśmy, bo sądzę, że ordery z nowej wojny są lepsze niż nasze.
Przez „nasze” rozumie swoje i pięćdziesięciu dawnych towarzyszy z całego kraju, którzy jeszcze pozostali przy życiu.
- Co byś powiedział, Frans, gdybym poszedł do samego burmistrza?
- Koniecznie, ojcze, i zabierz też mamę. Powinna głośno krzyczeć, a ty musisz uderzyć pięścią w stół albo dać burmistrzowi w twarz.
I tak, przyznając mu rację, udało mi się doprowadzić go do drzwi wyjściowych, kiedy nagle się odwrócił na swoich krzywych kuśtykach. Takie nogi w kształcie bramy, przez którą czołgały się dzieci w przedszkolu, zostały mu z czasu, kiedy odbywał czteroletnią służbę w artylerii konnej.
Zatrzymał się na krawędzi stopnia, plecami do ulicy, i popatrzył na mnie tymi wiernymi i nieco wodnistymi
oczyma. Pewnie ostatnia konsultacja w sprawie emerytury.
- Frans, a jak się mają sprawy z tym studentem?
Nie było się już jak wykręcić.
- Nadal przychodzi, ojcze - rzuciłem niby od niechcenia.
- Wiem - odrzekł. - Ja wszystko wiem. Ale uważam, że powinieneś z nim porozmawiać, Frans. Zrobisz to?
Zabrzmiało to zupełnie jak jego ostatnia wola. Czyż można odmówić komuś, kto zapomina o własnych troskach ze względu na moją córkę?
- Tak, ojcze.
Podał mi rękę, odwrócił się, zszedł po schodach i zniknął we mgle.
Kiedy dzień po tej wizycie opuszczałem biuro, zastanawiając się nad planem natarcia, Polak już na mnie czekał. W mroku, wysoki i blady, nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia.
Jak zwykle ukłonił się, trzaskając obcasami, i zapytał, czy mógłby ze mną porozmawiać. Zaprosiłem go na krótki wspólny spacer, bowiem nie lubię omawiać spraw pod drzwiami biura. I kiedy zatrzymałem się za rogiem w ciemnym miejscu, oświadczył nagle, że nie może już przychodzić do naszego domu jako zwyczajny kolega Adeli, ponieważ ją kocha i chciałby najpierw wiedzieć, czy wyraziłbym zgodę, żeby on się z nią ożenił. Czyżby przypadkiem wyczuł w powietrzu zbliżającą się akcję z mojej strony?
Jego prośba wywołała we mnie wspomnienie naszego pieca i moich starych kapci i już chciałem zawołać „hurra” i rzucić mu się na szyję, ale się opamiętałem, bo nadmiar entuzjazmu byłby szkodliwy. Chłopak mógłby bowiem odnieść wrażenie, że został oszukany, jak kupiec, którego pierwszą ofertę na rynku zbyt szybko zaakceptowano.
- Proszę pana - powiedziałem więc - porozmawiam
o tym z moją córką i żoną.
Trzasnął obcasami, jakby chciał powiedzieć: Jak pan sobie życzy. Zdjął kapelusz i skręcił w boczną uliczkę.
Uważam, że trochę późno zjawił się z oświadczynami. Dlaczego nie uczynił tego rok wcześniej? Za sześć tygodni wraca do ojczyzny, gdzie go nikt nie znajdzie, a teraz jeszcze chce szybko wymusić naszą zgodę na małżeństwo, które i tak nie może zostać zawarte. Nie mogę w duchu zaprzeczyć, że jego postawa wydała mi się podejrzana i nie postawiłbym ani centa na dobre zakończenie sprawy. Ale trzeba zadowolić się tym, co mamy, bowiem późne oświadczyny są jednak lepsze niż żadne. Jestem pewien, że cała rodzina niecierpliwie czeka na jego wyjazd i nazajutrz przyjdzie w odwiedziny, żeby delektować się tym przedstawieniem wokół Adeli. I wtedy będziemy mogli przynajmniej mówić
o jej narzeczonym, a nie o Janie, Piecie czy Klaasie. Co za dziwne uczucie mnie opanowało? Nie jestem zresztą mściwy z natury. Należy zachować spokój i odczekać.
Zastałem żonę stojącą wysoko na drabinie i z ekwi- librystyczną zręcznością wykręcającą z sufitu lampy narożne. Była to zapowiedź wielkiego sprzątania.
j| Zejdź no - poprosiłem, bowiem obawiałem się, że moja spontaniczna relacja mogłaby spowodować upadek żony.
Zona robiła swoje, jakbym w ogóle nie istniał; po zdjęciu lampy zeszła na dół, położyła ją na stole, chwyciła drabinę i gwałtownym ruchem przestawiła do drugiego rogu pokoju, tuż obok mnie.
Powiedziałem więc, że cudzoziemiec poprosił o rękę Adeli i że chciałbym wiedzieć, czy ona wyraża zgodę.
Tak ją to wzięło, że usiadła z wrażenia, a ja musiałem złożyć bardzo dokładne sprawozdanie z tego, co się wydarzyło.
I
- No i co odpowiedziałeś?
- Ze muszę porozmawiać z tobą i Adelą.
Patrzy w podłogę i myśli intensywnie. Takiej reakcji należałoby się właśnie spodziewać po ministerstwie spraw zagranicznych wobec zagrożenia wojną.
- Nie zapytałeś, dlaczego czekał z oświadczynami do chwili, kiedy będzie gotowy do wyjazdu?
- Nie, nie pytałem o to.
- Nie pytałeś...
Nie kontynuuje. Pewnie zrozumiała, że o nic nie pytałem, zupełnie o nic. Ze jestem zbyt tchórzliwy, aby w takiej sytuacji zadawać pytania.
Biorę fajkę, ale jest mi teraz jakoś nieswojo, gdy się odwracam, by ją zapalić.
- Dziwne zachowanie - słyszę za sobą jej głos. - Ojciec Benka powinien do ciebie napisać, by oficjalnie poprosić o rękę Adeli, tak uważam. A może jesteś innego zdania?
Nie, ja też tak uważam, chociaż swego czasu wcale jej o to nie pytałem, ale lepiej to przemilczeć, bowiem moje własne niedociągnięcia nie mogą w żadnym wypadku usprawiedliwić zachowania naszego Polaka, podobnie jak złodziejowi nie pomoże wiedza o tym, że jego sędzia sam również kradł.
Żnów znika, atmosfera w domu jest tak przytłaczająca, że z własnej inicjatywy jeszcze potwierdzam:
- Pewnie, dzieciiio. Jego ojciec powinien listownie zwrócić się do Adeli.
Tym razem mówię z naciskiem, bo coś mi się wydaje, że moje pierwsze potwierdzenie było zbyt opieszałe, a ona nie powinna myśleć, że cała ta sprawa jest mi obojętna.
22
-1 co właściwie masz zamiar teraz zrobić?
Rozumiem, że oczekuje zdecydowanej odpowiedzi i liczy na to, że przejdę do czynów. Tym razem nie uda mi się uniknąć wypełnienia ojcowskiego obowiązku. Ale jak należy działać w takiej sytuacji? Czy nie jest czymś niesłychanym, że nawet nie wiem, co mam zrobić? Ale taki problem zdarza mi się po raz pierwszy. Przy następnej córce już będę się na tym znał.
Aby tylko coś powiedzieć, proponuję, żeby porozmawiać o tym z Adelą. W ten sposób nie muszę niczego robić, przynajmniej nie natychmiast, i pytam, czy nasz skarb nie powinien o wszystkim wiedzieć? Tu chodzi przecież o jej rękę.
Moja żona dziwnym trafem nie protestuje. Mamrocze coś o obcej wszy i rozkłada znów drabinę, aby zabrać się do drugiej narożnej lampy pod sufitem. Tak, te cztery lampy trzeba wykręcić, niezależnie od tego, jak dalej potoczą się konkury.
Polak dzisiaj się nie pojawił. Na pewno czeka na odpowiedź. A Adeli jeszcze nie mogłem zapytać, bo ani przez chwilę nie byliśmy sami. Cały czas jest w pobliżu któreś z dzieci.
W tej chwili jemy podwieczorek. Z przyzwyczajenia postawiliśmy dla niego krzesło, ale po...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Tematy
- Strona startowa
- Emblemy opracowanie, Opracowania z Historii Literatury Wszelkiej
- Egzamin z literatury 1918-1939 2008, 20-lecie międzywojenne
- Elizabeth Bishop - One Art, Literatura, Poezja
- Elizabeth Bishop - The Fish, Literatura, Poezja
- Emerson american scholar, literature british&american, American Literature
- Elles.2011.BRRip.AC3.HORiZON-ArtSubs, WEG
- El canto del loco â Puede ser, Teksty i tłumaczenia piosenek
- Eminem - Mockingbird, Teksty piosenek
- Elizabeth Chandler - Pocałunek anioła 02 - Potęga miłości, Ebooki ;)
- Ekman Kerstin - Dzwon śmierci, KERSTIN EKMAN
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- igraszki.htw.pl